Dnia 17 stycznia br. minie piętnasta rocznica
śmierci autora i wykonawcy "Wspomnienia" i "Snu o
Warszawie"... Tak,
zacznę od Czesława Niemena, bo to właśnie jego muzyka, wpleciona z racji
wspomnianej rocznicy w życie mediów, pobudziła mnie do refleksji i natchnęła do
napisania niniejszego tekstu...
Jako nastolatka usłyszałam po
raz pierwszy muzykę Niemena... przez ścianę. Moi sąsiedzi słuchali utworów
nieznanego mi wykonawcy, które rzuciły mnie na kolana. Od tamtej chwili jego
sztuka wypełnia mój domu; jest rozpoznawalna zawsze wśród muzycznej "sieczki". Przyznać jednak muszę, że na
początku tej znajomości jego kompozycje były dla mnie intrygującą tajemnicą.
Odkrywałam ją przez lata, aby dojść do wniosku, że Niemen to człowiek, który
wyplatał płatki radosnych wzruszeń z jednej, a krople niepokoju z drugiej
strony. Połączył w swoim twórczym działaniu polską naturę, patriotyzm, zachwyt
nad klasyką ojczystej literatury, uwielbienie dla tej miłości, która ma boży
sens. Świadomie opierał swój talent na niepowtarzalnych i nieprzemijających
wartościach. Krył
w sobie znaczne pokłady wolności, zarówno osobistej, jak i zbiorowej.Czuł się
odpowiedzialny za wydarzenia w kraju i poprzez muzykę starał się temu
przeciwstawić.
O swoim utworze "Dziwny jest ten
świat" powiedział w jednym z wywiadów: "Myślałem, że zaskoczę słuchaczy szczerością wypowiedzi. Tak też
się stało, jakkolwiek pojawiły się głosy bardzo krytyczne. Nazywano mój tekst
grafomańskim. Uważam, że mimo swej lapidarności jest dobry. A piosenka
przetrwała lata.
I, niestety, nadal jest aktualna. Najdobitniej oddają to słowa
z tego utworu":
Dziwny jest ten świat,
gdzie jeszcze wciąż
mieści się wiele zła.
I dziwne jest to,
że od tylu lat
człowiekiem gardzi człowiek.
W innym wywiadzie (przeprowadzonym
kilkanaście lat później), zapytany o tę iskrę nadziei i wiary, która została
wpleciona w drugą część tegoż dzieła:
Lecz ludzi dobrej woli jest więcej
i mocno wierzę w to,
że ten świat
nie zginie nigdy dzięki nim.
Nie! Nie! Nie!
Przyszedł już czas,
najwyższy czas,
nienawiść zniszczyć w sobie
- powiedział: "O ile dziwiłem się światu mając
dwadzieścia kilka lat, jednocześnie wyrażałem nadzieję i wiarę w tak zwana
dobrą wolę człowieka, to dziś jeszcze bardziej się dziwię, ale już z bardzo,
bardzo nikłą, śladową wiarą i nadzieją. Choć wciąż wierzę w mądrość , czy
jednak człowieka (...) Łatwiej określić, ile osób w danym roku wyremontuje
mieszkanie, niż jaka jest liczba ludzi pomagających innym. Ktoś prosi o dowód,
wystarczy włączyć telewizor, radio, lub zwyczajnie wyjść na ulicę."
Nigdy nie szczędziłam Niemenowi słów
uwielbienia (czego dałam wyraz we wstępie tego tekstu), ale ilekroć wracam do
cytowanych powyżej słów, tylekroć budzi się we mnie nieco inna, bardziej
optymistyczna myśl.
Co prawda zgadzam się z tym, że
pieniądz stał się "cesarzem", ścigamy się i porównujemy, ranimy się i
nienawidzimy; zazdrościmy innym, próbując zmierzyć i zważyć czyjeś życie,
szczęście, miłość, sukces, ale...
Ale jednak są takie dni, takie chwile,
tacy ludzie, dzięki którym przekonujemy się, że nie wszystko na tym świecie
jest szare, byle jakie i do niczego.
Ot, choćby finały Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Kiedy
to włączając telewizor, radio i wychodząc na ulice, mimo utrapień
"dziwnego świata", odzyskujemy (do pewnego stopnia) odwagę do marzeń
o raju na ziemi.
27 lat prowadzenia szlachetnej
działalności bez wyrywania sobie sławy i zaszczytów! 27 lat entuzjazmu i
pełnego zaangażowania setek tysięcy ludzi, którzy myślą o jednym: jak zebrać
pieniądze, aby pomóc innym. A potem zakup sprzętu do polskich szpitali.
Sprzętu, który ratuje ludzkie życie...
Mało tego! Każdego roku finał
Orkiestry przygotowuje nie tylko młodzież zamieszkująca w Polsce. Wolontariusze
(mobilizujący lokalnie ludzi dobrej woli) są także w wielu zakątkach świata.
Niemal wszędzie tam, gdzie mieszkają Polacy. To wielka i zupełnie wyjątkowa cecha tego orkiestrowego
poruszenia.
Wystarczy rzut oka na nasze
polonijne podwórko: sztab WOŚP w New Britain w stanie Connecticut
istnieje i pracuje od 2005 roku, czyli już 14 lat! Już same przygotowania tych niezwykłych
"koncertów serc" wyzwalają energię i aktywizują młodych ludzi, którzy
nierzadko polskość mają jedynie we krwi i w nazwisku. A jednak ta polskość w
jakimś stopniu ich obchodzi! To oni, przez kilka tygodni każdego roku, z
niespożytą energią i ogromnym zaangażowaniem, urządzają spotkania
organizacyjne, aby polonijny finał stał się znaczącym wydarzeniem. To oni biorą
na siebie cały plan działania. Oczywiście, przy pomocy z centrali, ale mają
autonomię jeżeli chodzi o pomysły i realizację. A zatem nic narzuconego,
nic z góry, a wszystko w rękach tych, którzy chcą się zaangażować.
Płaczemy nad tym, że młodzi nie
mają ideałów, że tylko komputery, telefony komórkowe, imprezy, często alkohol,
dopalacze i narkotyki...Bardzo
proszę, oto jest sposób na odciągnięcie ich od ekranów i wszystkiego innego, od
czego chcemy ich odciągnąć. Jeżeli naszą młodzież porusza niesienie pomocy
innym, cóż może być lepszego i bardziej pożądanego?!
Tyle młodzież. A starsi?
Iluż dorosłych żyje w swoim małym światku: praca zarobkowa, rodzina, telewizor,
komputer, zakupy i sen... Podczas grania Orkiestry i oni otwierają się na
innych, bo zostaje rozbudzona w nich potrzeba dawania siebie, choć na co dzień
rzadko dają jej dojść do głosu.
Dziwny jest ten świat, ale jak
widać na przytoczonym przykładzie - ludzi dobrej woli wcale nie brakuje. Choć,
z racji faktu, iż opowieści o dobrych ludziach słabo się sprzedają, nie można
powiedzieć, czy jest ich więcej niż tych innych... Najważniejsze jednak że SĄ i
starają się, jak wyśpiewał Czesław Niemen w jednym z ostatnich swoich utworów: "spod chmury kapelusza miłość dostrzec, gdyż ta
najtrwalszy pozostawia ślad".
Drodzy Czytelnicy, nie wiem
jak Wy, ale ja, dzięki tym NASZYM młodym, wrażliwym amerykańskim - Polakom,
czuję się teraz tak, jakbym otrzymała od kogoś skarb, zastrzyk sił i radości do
dalszego działania. Jest w tym wszystkim jakieś ŚWIATŁO...