Ogień zapłonął w nas...

Koncert zespołu Stare Dobre Małżeństwo w Hartford

dział: nasi goście
autor: Beata Kaczmarczyk
opublikowano: 2013-10-18 00:00:00

Na początku października rozpoczął się w Polsce kolejny etap kampanii "Niektórzy lubią poezję", której celem jest jej popularyzacja. Ta społeczna akcja jest jednym z głównych zadań, realizowanych przez powołaną w ubiegłym roku Fundację Wisławy Szymborskiej, w zakresie wypełnienia testamentu polskiej noblistki.

W ramach promocji tego wydarzenia, jego ambasadorzy: Anna Komorowska, Magdalena  Cielecka, Anna Maria Jopek, Tomasz Majewski, Wojciech Waglewski i Michał Rusinek, słowami z wiersza Wisławy Szymborskiej, zachęcają do obcowania z poezją:

Niektórzy lubią poezję

Niektórzy 

czyli  nie wszyscy.

Nawet nie większość wszystkich, ale mniejszość.

Nie licząc szkół, gdzie się musi,

i samych poetów,

będzie tych osób chyba dwie na tysiąc.

Lubią 

ale lubi się także rosół z makaronem,

lubi się komplementy i kolor niebieski,

lubi się stary szalik,

lubi się stawiać na swoim,

lubi się głaskać psa.

Poezję 

tylko co to takiego poezja.

Niejedna chwiejna odpowiedź

na to pytanie już padła.

A ja nie wiem i nie wiem i trzymam się tego

jak zbawiennej poręczy.


Jakże więc pięknie wpisał się w tę kampanię sobotni wieczór, kiedy to za sprawą koncertu zespołu Stare Dobre Małżeństwo mieliśmy okazję wziąć udział w czymś wyjątkowym. W pełnym zadumy wydarzeniu, które łagodziło obyczaje, wzruszało, prowokowało do myślenia i było bardzo, bardzo liryczne.

19 października 2013 roku wszyscy spragnieni poezji mogli bowiem czerpać do woli ze źródła polskiej literatury, które wytrysnęło w Polskim Domu Narodowym w Hartford, CT. Przez ponad dwie godziny, licznie (!) zebrana publiczność raczyła się strofami najwyższej próby, inkrustowanymi ciepłym głosem ojca zespołu  - Krzysztofa Myszkowskiego i dojrzałym, niebanalnym, wysublimowanym instrumentarium.

Za sprawą atmosfery miejsca, przy czynnym udziale żądnego poezji tłumu, tego wieczoru doszło do niecodziennego zespolenia publiczności. Łączył nas bowiem nie tylko kraj pochodzenia, ale i powiązała wrażliwość. Doświadczyliśmy rzadko spotykanej możliwość obcowania z artystami na wyciągniecie ręki i wpatrywania się z bliska w każde drgnięcie strun instrumentów na scenie.

  Zespół Stare Dobre Małżeństwo, prezentujący się w nowym składzie: Krzysztof Myszkowski (śpiew, gitara, harmonijka ustna), Roman Ziobro (kontrabas, gitara basowa), Bolesław (Bolo) Pietraszkiewicz (gitara akustyczna, gitara elektryczna) w pierwszej części koncertu (operując nastrojem, budowanym z charakterystycznym wdziękiem) zaprezentował swoje najnowsze utwory. Muzykę do nich tradycyjnie napisał Krzysztof, natomiast w warstwie tekstowej artyści sięgnęli do wierszy nieżyjącego już (niedocenionego za życia) poety z Lisiej Góry  -Jana Rybowicza oraz Bogdana Loebla -  poety, prozaika, publicysty, autora słuchowisk.

W dobie powszechnej chałtury, prawdziwą sztuką było odświeżyć tę mądrą poezję i podać ją w taki właśnie sposób. Język tych strof inaczej pachniał, inaczej smakował. Melodia była kierownicą ich nastroju. Dźwięki pchnęły te teksty na szerokie wody.

Były to nie tylko pieśni, ale medytacje. Rozmowy z człowiekiem i o człowieku. O życiu, upływającym czasie i nieuchronnej śmierci. Czasem lekkie, czasem smutne, ostre i bolesne, ale zawsze prawdziwe. Szczere jak spowiedź.

I choć w tych utworach klimat turystyczno-wędrowniczy, z którym kojarzy się Stare Dobre Małżeństwo, został odsunięty na bok, to właśnie za ich sprawą zespół udowodnił, że nie stoi w miejscu, że wciąż się rozwija i dojrzewa. Że nie jest niewolnikiem swoich starych przebojów. Że szuka form i treści skrojonych na miarę czasu. Usłyszeliśmy w nich inne, bardziej bluesowe brzmienie SDM.

Nie ukrywam, że wykonanie "Topielicy" (do słów Bogdana Loebla) najmocniej poraziło mnie swoją energią. Mówiąc wprost - zadrżała mi dusza. Wyjątkowo silnie dało się odczuć, że między śpiewającym a śpiewanym tekstem zrodziła się osobliwa, nieprzeciętna intymność. Obraz, który został stworzony, absolutnie obezwładniał, rzucał na kolana. Moim zdaniem był to prawdziwy klejnocik tego wieczoru.

W drugiej części koncertu, obok nowych utworów, artyści przypomnieli stare, dobre kawałki, które -  jak się okazuje - nigdy nie wypadają z obiegu. Trudno wymienić wszystkie, ale te które zapamiętałam, zrodzone pod wpływem poezji Edwarda Stachury i Adama Ziemianina: "Blues o czwartej nad ranem", "Gloria", "Wiem", "Nierozdziobią nas kruki", "Jak" (cudne manowce), "Blues dla Małej"  - spowodowały, że wróciły miłe wspomnienia.

I w tamtych właśnie chwilach tradycji stało się zadość. Polonia z Connecticut  - jak zawsze podczas spotkań z SDM -  dzielnie wtórowała Krzysztofowi. Przy "Bieszczadzkich Aniołach" chórek publiczności dał się poznać z najlepszej strony, natomiast podczas zbiorowego wykonywania utworu "Z nim będziesz szczęśliwsza" poziom naszego muzycznego zaangażowania sięgnął zenitu.

Spotkanie z zespołem Stare Dobre Małżeństwo to nie tylko dobrze "zagrana" poezja, ale też monologi Krzysztofa, który pomiędzy kolejnymi piosenkami ucinał sobie krótkie pogawędki, wprowadzające nas w klimat kolejnego utworu. Wszystko z humorem i sympatią. I choć w tym co robił "nie odkrywał Ameryki" to w każdej minucie był prawdziwy, był sobą. Doceniała to publiczność, bo aplauz rósł proporcjonalnie do upływającego czasu.

A skoro o publiczności mowa to fakt, iż na widowni można było dostrzec młodzież lat współczesnych i "młodzież lat minionych" potwierdził moją tezę, że Starego Dobrego Małżeństwa słucha już kolejne pokolenie, bo nie wiek stanowi tu kryterium, ale wrażliwość na słowa.

Owacjom i bisom nie było końca. Dzisiaj bolą spuchnięte ręce, ale warto było.

Nie da się ukryć, zespół Stare Dobre Małżeństwo, obdarowując nas cennymi sztabkami poezji,  wzbogacił nasze życie, w którym na co dzień króluje język toporny i ubogi, w którym chronicznie doskwiera nam brak czasu na delektowanie się lirycznym słowem. Nawet tym, w muzycznym opakowaniu.

Sobotni koncert był więc jak polano dodane do tlącego się w nas ognia. Sycił go i jednocześnie podniecał. Pozostaje nam tylko sobie życzyć -  jak wyśpiewał tamtego wieczoru Krzysztof:

żeby ogień wiecznie płonął

by nie wygasł w nas

ogień co płonie w nas

Ku Dobru!

W nawiązaniu do słów wiersza Wisławy Szymborskiej, cytowanych na początku tekstu, bardzo dziękuję NIEKTÓRYM, którzy tak licznie przybyli tamtego dnia do Domu Narodowego w Hartford.  Wasza tam obecność była dla mnie dowodem tego, że -  jak napisał w słowie wstępnym do najnowszego albumu SDM "Mówi mądrość" Krzysztof Myszkowski - wszystko ma swój czas, miejsce i rolę do spełnienia...