Zapytany o tak imponującą listę polskich grup, powiedział: Kiedy w 1974 roku skończyłem collage, przez kolejnych 9 lat, na różnych uczelniach i w różnych szpitalach, zdobywałem wiedzę medyczną i praktykę, co dało mi pełne prawo wykonywania zawodu. Gdziekolwiek więc dane mi było egzystować, szukałem polonijnych piłkarzy i wyrażałem chęć uczestniczenia w życiu ich zespołów. Przyjmowali mnie - i to cieszyło.
Droga do wymarzonego zawodu
Nie ma wątpliwości, lata przygotowujące go do bycia tym, kim jest wymykają się wyobrażeniom przeciętnego człowieka. Aby dziś przed jego nazwiskiem figurował tytuł -
Assistant Clinical Professor at University of CT Medical School in Department of Surgery (Asystent Profesora Klinicznego na Wydziale Chirurgii Okulistyki Uniwersytetu Medycznego Connecticut) musiał przejść wyjątkowo długą drogę, na której pojawiły się m.in: Medical School - University of Connecticut School of Medicine (Connecticut), Manhattan Eye, Ear & Throat Hospital, Department of Ophthalmology (New York), Englewood Hospital (New Jersey), Hackensack Medical Center
( New Jersey). Od ponad 40 lat doktor Marian Stój jest wybitnym specjalistą od operacyjnego leczenia chorób siatkówki i ciała szklistego. Tam, gdzie zagrożony jest proces widzenia, a więc utrata jednego z podstawowych zmysłów, za sprawą wyjątkowo skomplikowanych zabiegów daje ludziom szanse, przywraca nadzieję i radość życia.
Jest jednym z siedmiu specjalistów pracujących w Retina Consultans P.C., czyli prestiżowej kliniki okulistycznej (założonej notabene przez Polaka, śp. doktora Stanisława Milewskiego) - w chwili obecnej przyjmuje w gabinecie w Manchester i Hartford, a operacje przeprowadza w St. Francis Hospital i Manchester Hospital.
Ponadto jest autorem wielu medycznych publikacji.
Jak mówią jego pacjenci, do których udało mi się też dotrzeć - oprócz wysokich kwalifikacji, cechują go pokora i empatia.
Nie mogło więc być inaczej, za swoje wyjątkowe osiągnięcia medyczne i człowieczeństwo został już wielokrotnie publicznie doceniony. Przedstawiona poniżej lista wyróżnień i otrzymanych przez niego tytułów - już imponuje. A to jeszcze nie wszystko...
Best Doctors 2011-2012, 2013, 2015-2016, 2017-2018, 2019
Peer Reviewed Physicians 2013
Who?s Who Top Doctor 2012
America' s Top Ophthalmologist
Top Doctors Magazine 2015, 2016
Hartford Magazine Best Doctor
Hartford Magazine Top Doctor as Chosen by Their Peers
Best Doctors of America Award
America' s Top Ophthalmologist - Retina
Greater Hartford Best Doctors
Castle Connolly Top Doctor
Dlaczego okulistyka?
W życiorysie Mariana Stója wyjątkowo zaskakuje ten moment, kiedy to jako student szkoły medycznej w Farmington podjął decyzję o wyborze specjalizacji. Leżał wówczas na szpitalnym łóżku. Przed oczami miał ciemność, a w sercu niepokój...
Pięciodniowa hospitalizacja była skutkiem urazu oka, którego nabawił się podczas...zajęć sportowych. Nie był to jednak mecz piłki nożnej, a gra w Sguasha, która także rozbudziła jego zainteresowanie.
Szpitalny strach i wiążące się z nim natrętne myśli o utracie widzenia sprawiły, że stojąc w obliczu konieczności wyboru specjalizacji, z godziny na godzinę odsuwał na bok ortopedię, do której się przymierzał. Oczy wydawały mu się w tamtym momencie najważniejszym organem ludzkiego ciała.
Przysłowiową kropkę na "i" postawili jednak opiekujący się nim lekarze. Imponowali mu bowiem fachowością i niespotykaną wręcz charyzmą. W "kryzysie autorytetów""stali się wzorcami. Zapragnął wówczas, by pracować z nimi w przyszłości.
Ponoć marzenie to ziściło się z nawiązką...
Bezcenne wsparcie.
I wsparcie - za wsparcie
Pisząc o ludziach, którzy wywarli duży wpływ na wybór drogi życiowej Mariana, koniecznie trzeba powrócić do znamiennej roli jego rodziców. Od zawsze mógł bowiem liczyć na ich duchowe i mentalne wsparcie, a także na finansową pomoc. I właśnie dzięki temu, młody, rozpoczynający pracę lekarz nie był obciążony żadnym uczelnianym kredytem.
Staraliśmy ze wszystkich sił pokrywać koszty nauki naszych synów. (Bogdan także studiował na University of Connecticut - przyp. red.) Bóg dał, że się udało. Z czasem zmieniliśmy prace, co dawało nam trochę wyższe dochody. Poza tym, skrupulatnie oszczędzaliśmy. Czasem nawet za bardzo... wspomina pani Zofia.
Do dziś nie chce nam wyjść z pamięci historia związana z balem stypendialnym, zorganizowanym przez Gniazdo Sokołów 88, podczas którego Marian, jako jeden z polskich studentów, otrzymał stypendium wartości 100 lub 200 dolarów. Już dziś dokładnie nie pamiętam... Choć było to duże wyróżnienie i ogromne dla nas wsparcie, nie uczestniczyliśmy w tym wydarzeniu. Liczyliśmy wtedy każdy grosz. Żal nam było wydać kilka dolarów na bilety, bo przecież można było za nie kupić jedną z potrzebnych chłopcom książek... dodaje.
- Hmm, kiedy więc przed kilkoma miesiącami Marian zapytał nas o to, co sądzimy o jego planach związanych z ratowaniem Polanki Sokołów, przyszło mi na myśl, że będzie miał okazję odwdzięczyć się za tamto stypendium, a i przy okazji zrekompensować Sokołom stratę, jaką ponieśli w związku z tym, że nie kupiliśmy tamtych biletów... - śmieje się pan Stefan.
- A tak poważnie. Jesteśmy bardzo dumni z Mariana. Kiedy przyszedł, usiadł przy stole i powiedział: "Chcę pomóc. Co o tym myślicie?" - nie mieliśmy wątpliwości. Polanka od wielu lat jest mu bliska. Przecież kiedy nosiliśmy się z zamiarem kupna domu, zarówno on jak i Bogdan - naciskali, by kupić ten w sąsiedztwie Polanki. Mogliśmy wybrać inny, tańszy. Ale tylko ten dawał im tę ogromną radość mieszkania prawie na murawie boiska...
Patrząc dziś na tę siedzącą przy stole rodzinę, słuchając tych pogodnych, pełnych ciepła dziewięćdziesięciolatków i ich mądrych, wrażliwych synów - rosną mi skrzydła. Oni wszyscy są jak z bajki.
Ale to nie jest bajka.
Cóż mogę na koniec napisać. Szacunek. Podziw. Zachwyt. Przejęcie.
I może jeszcze to, że dziś wiem, iż wraz z zamknięciem drzwi domu Państwa Stójów otworzyły się przede mną nowe zadania, ukazały się nowe horyzonty. Czuję, że podobnie jak przyjaciele Mariana: Bruno Lukas, Tadeusz Wojtoń, Tomek Kaźmierczak, Andrzej Gromadowski i Kazimierz Pilip, którzy od wielu już miesięcy współuczestniczą w budowaniu nowej organizacji Falcon Academic and Athletic Association INC, która ma wskrzesić życie na NASZEJ polanie - ja też chcę pomóc.
I będę do tego zachęcała innych. Byśmy tego DARU nie zmarnowali.
Póki co, aż ciśnie się na usta:
Panie Doktorze, DZIĘKUJEMY.
Za obecność wśród nas. Za TEN gest. Za wsparcie.
I ZA OGROMNE ZAUFANIE DO POLONII.
PS. Przy okazji tego tekstu, zachęcam do refleksji...Bo przecież TAK WIELE ZALEŻY OD NAS...
Nie okłamujmy się, poziom życia socjalnego w naszym środowisku wygląda dziś dość smutno. Bardzo niska frekwencja na polonijnych imprezach, w tym tradycyjnych piknikach na Polance Sokołów, świadczy o wypalaniu się czegoś szczególnego. Czegoś, co jeszcze niedawno rozbrzmiewało gwarem życia i nadzieją na optymistycznie zabarwione jutro. Z trwogą spoglądamy więc na systematyczną deteriorację owoców marzeń i pracy wielu naszych rodaków, emigracyjnych pionierów tego terenu, którzy - z niezwykłą determinacją i siłą własnych rąk(!) - budowali kluby polonijne, o których z dumą mówili "DOMY poza DOMEM".
Piękny to był zamiar i piękna była jego realizacja...