Choć na zdjęciach utrwala przede wszystkim miłość w jej ślubno - weselnych odsłonach, sztuczne pozy na tle dmuchanych obrączek, gołąbków jedzących sobie z dzióbków to nie jest absolutnie jego bajka. Tworzy naturalne, zwyczajnie piękne fotografie, obrazujące emocje i opowiadające historie. Znacznie bliżej mu więc do obserwatora - fotoreportera niż do pana fotografa, który podaje komendę:" wszystkie ciocie - ogień, tańczymy".
W świecie dzikich zwierząt byłby wolnym ptakiem. W literaturze pewnie leżałby na trawie obok Dyzia Marzyciela.
I choć w tym co robi czuje się spełniony, wciąż ubolewa, że w soboty nie może zabierać żony na randki. Chociaż...
Z Marcinem Rafałowiczem,
właścicielem firmy fotograficznej F STOP Hunters,
rozmawia Beata Kaczmarczyk
Beata Kaczmarczyk: - Dlaczego fotografia i skąd pomysł na byciem fotografem? Marcin Rafałowicz: - Jeszcze do niedawna ciężko przyswajałem sobie tytuł fotografa, choć działam na tym rynku już od 14 lat. Dziś czuję się już nim, ale wolę określenie "osoba z pasją fotografowania". Po pierwsze dlatego, że moje wykształcenie tylko po części jest związane z tym tematem. Ukończyłem kierunek "Management Information Systems" na Central Connecticut State University. Z zawodu więc jestem informatykiem, konsultantem. Po drugie słowo "pasja" odcina mnie od słowa "rutyna". Robię to, co lubię, co mnie fascynuje. Nie ma przymusu. Cały czas się rozwijam i dopieszczam to, co już znalazłem. Jedni latają paralotniami, drudzy - jeżdżą na rowerze, inni zajmują się uprawianiem przydomowego ogródka, a ja robię zdjęcia szczęśliwym ludziom, fotografuję miłość w jej ślubno - weselnych odsłonach. Rozpoczynając tę podróż nie sądziłem, że zabierze mnie ona w tak wyjątkowy świat.
- Pięknie to ująłeś...
- To sama prawda. Chyba nikt nie wyobraża sobie dziś ślubu i uroczystości weselnej bez upamiętnienia tych chwil przez fotografa. Rejestruję więc historie par, które dzielą się z rodziną, z bliskimi, ze światem pięknem uczuć widocznym w każdym ich spojrzeniu, geście. Utrwalam emocje. Zatrzymuję chwile. Można później do nich wracać całe życie. Przenoszą ludzi w czasie.
- Czy od początku swojej przygody z fotografią myślałeś o takiej jej gatunkowej formie?
- Spełniam się w fotografowaniu także innych wydarzeń. W roku ubiegłym robiłem na przykład kampanię reklamową dla jednej z największych firm produkujących niestandardowe strzelby - Connecticut Shotgun Manufacturing Company, podczas której w 4 dni zrobiłem około czternaście tysięcy klatek. Także w tamtym roku miałem przyjemność robić zdjęcia w trakcie prestiżowego pokazu mody New York Fashion Week, gdzie na przestrzeni trzech dni zarejestrowałem około 9 tysięcy chwil.
Kilka moich zdjęć pojawiło się też w renomowanej światowej prasie. Za sprawą fotografii Damiana Wawrzyniaka (mistrza polskiej kuchni) zaistniałem w The Guardian (Anglia), a dzięki sesji dla KARO Swimwear (kolekcja strojów kąpielowych Kasi Rogińskiej) miałem swoje 5 minut na łamach Cosmopolitan (Anglia) i Elle (Francja). Od kilku lat, jako wolontariusz, utrwalam też aparatem życie Szkoły Języka Polskiego im. Jana Pawła II w New Britain.
Były więc i są - wyzwania, przyjemności, satysfakcja. Bywa, że jest też duma. Ale nic tak mnie nie fasynuje jak fotografowanie uczuć, gdy na przykład dostrzegam i rejestruję subtelne spojrzenia między Młodą Parą; gdy spracowana dłoń ojca dotyka delikatnego ramienia Panny Młodej; gdy szklą się oczy mamy; gdy podczas ślubu niespodziewanie wpada światło przez witraże... Lubię fotografować ludzi szczęśliwych, podeksytowanych, wypicowanych na glanc, którzy biorą udział w ważnym dla Młodych wydarzeniu. Czuję się spełnionym fotografem - pasjonatem, kiedy naciskając spust migawki wiem, że coś mnie porusza i otwiera. To już nie jest przysłowiowe cykanie zdjęć.
Zatem, od momentu kiedy to zrozumiałem, jeśli dostaję zlecenie, jeśli jestem zapraszany do tego świata - nie waham się. Przyjmuję je, oczywiście o ile termin pozwala, i na czas danej uroczystości staję się członkiem rodziny Młodych.
- Twoi klienci, a znam ich dość liczną gromadkę, zdecydowali się - jak to pięknie ująłeś - " zaprosić Cię do swojego świata", bo jesteś wyjątkowy, inny. Na czym, w twoim odczuciu, polega ta "inność"?
- To pytanie koresponduje z tematem moim początków w tej branży. Kiedy rozpoczynałem przygodę z fotografią ślubną - dostrzegłem, że wielu fotografów kurczowo trzyma się tradycji. Że powstają fotki pozbawione ekspresji, szablonowe, praktycznie jednakowe. Niektóre wciąż robione na tle dmuchanych łabędzi czy obrączek i gołąbków jedzących sobie z dzióbków. Nie mówię, że to coś złego, bo skoro klient akceptuje, czy wręcz prosi o fotografie w takiej estetyce - takie są, ale to absolutnie nie moja bajka. Mój styl to hybryda fotografii weselnej, dramaturgii fotografii ze świata mody i zimnej fotografii komercyjnej. Dużo światła i miłości. Poza tym detale, detale, detale i OBOK moja wspaniała żona Asia.
- Zakochany w swojej pracy i swojej żonie romantyk, fotografując miłość innych, odczuwa potrzebę obecności swojej ukochanej? (śmiech) Czy tak?
- (śmiech) Coś jest na rzeczy, ale o tym nie będę mówił publicznie. Zatem oficjalnie, Asia jest nie tylko moim życiowym partnerem, ale także partnerem zza obiektywu. To dzięki niej obrazy uczuć, które rejestrujemy, są składową dwóch perspektyw. Kobiety patrzą na świat inaczej niż mężczyźni. Uzupełniamy się więc. Różnorodne spojrzenia i temperamenty łączymy we wspólną wizję.
Mamy też odmienne swoje ulubione momenty tych wydarzeń. Asia uwielbia fotografować przemówienia i chwilę wejścia Pannym Młodej. Ja z kolei, na różne sposoby, staram się zatrzymać w kadrze chwilę tańca Młodej z tatą. Przyznam, że zawsze towarzyszą mi w tych momentach ogromne emocje. Sam jestem ojcem dwóch cudownych córek. Kiedy pomyślę, że Ola i Kaya też kiedyś... Ach, na samą myśl przechodzą dreszcze. Stąd też zdarza mi się często, podczas tych właśnie momentów wesel, przecierać szkła wizjera, bo ciężko się nie wzruszyć.
A nawiązując do pytania, to szczerze wyznam, że kiedy tak oboje tkwimy w temacie miłości innych jest mi też czasem przykro, że nie mogę w soboty zabierać żony na randki. Jesteśmy obok siebie, ale...Nie ma nawet mowy o dłuższej chwili rozmowy.
Rekompensujemy sobie to po części w drodze powrotnej do domu. Omawiamy niektóre momenty, oczywiście pod kątem naszych działań. Przeżywamy je raz jeszcze. To jest takie NASZE.
- Z tego co mi wiadomo, WASZE jest także to, że jako jedna z niewielu lokalnych firm fotograficznych prezentujecie Młodym i ich gościom wybrane zdjęcia już w ostatniej fazie wesela...
- Tak, to prawda. Fotografia cyfrowa daje natychmiastową gratyfikację. Ale nie ukrywam, że jest to dość trudny moment. Kiedy wszyscy już są rozluźnieni, my, po całym dniu ciężkiej pracy, serwujemy sobie egzamin przed nowożeńcami i ich gośćmi. Na dużym monitorze prezentujemy dużą porcję zdjęć. Nie możemy przedstawić wszystkich, bo po pierwsze - jest ich kilka tysięcy, po drugie - niektóre wymagają głębszej obróbki. Jak doświadczenie pokazuje, nasz trud się opłaca. Taki pokaz multimedialny (zdjęcia na tle muzyki) w niebanalny sposób uatrakcyjnia przyjęcie weselne.
- Wspomniałeś o ciężkiej pracy...Tymczasem wielu ludzi uważa, że dziś, w dobie pędzącego rozwoju techniki, praca fotografa jest lekka i przyjemna. Praktycznie zdjęcia robią się same. Wystarczy mieć tylko dobrej klasy telefon komórkowy....
- Dotknęłaś czułego punku. Pozwól więc, że moją odpowiedź na to pytanie zastąpię wyliczanką sprzętu, jaki mam w swoim plecaku podczas pracy: Canon 5D mark IV and III
Canon seria L
50mm 1.2
24 - 70mm 2.8 mark I and mark II
70 - 200mm 2.8 mark II
45mm TS - E
100mm Micro 2.8
16 - 35mm 2.8
stroby, przekaźniki radiowe, lampy i jeszcze kilka innych, mniej ciekawych akcesoriów
- W ramach rekompensaty za "irytujące" Cię pytanie - laurka. Miałam bowiem okazję oglądać zdjęcia, które robiłeś podczas tak zwanych sesji narzeczeńskich. Byłam pod ogromnym wrażeniem! Zastanawiam się więc nad tym, jak dużo jest Twojej ingerencji w tworzeniu tych ulotnych kadrów. Bo przecież większość Par Młodych to nie modele, ani aktorzy, którzy wiedzą co robić, by aparat ich pokochał...
- Mówią, że moim atutem jest łatwość nawiązywania kontaktu. Mając świadomość, że obiektyw deprymuje, robię wszystko, aby pary poczuły się jak najlepiej, aby się rozluźniły... Wyłapuję sytuacje, o których często nie mają pojęcia. Obserwuję. Uśmiecham się. Czasem robię głupie miny. Natomiast to, co się dzieje między ludźmi to ich naturalne zachowania. Ok, bywa, że muszę im coś podpowiedzieć, że czasem poproszę o buziaka. Naprawdę nie trzeba ich nakłaniać do nie wiadomo jakich wigibasów, bo sama dłoń położona na ramieniu narzeczonego, albo splecione ręce - można sfotografować na wiele sposobów.
Kiedy mówimy o tej sesji to warto też podkreślić, że jest ona doskonałą platformą porozumienia między nami a narzeczonymi, którzy z lekka przyzwyczajają się do naszej obecności, oswajają się z obiektywami skierowanymi w ich stronę. Poznajemy się wówczas wzajemnie. W dniu ślubu już się znamy i jest nam wszystkim dużo łatwiej.
- O tym, że fotografujesz na wiele sposobów - już wiem. Powtórzyłeś to dwukrotnie (śmiech). Nie wiem natomiast w jak wielu krajach udało ci robić sesje ślubno - weselne i czy rejestrowałeś śluby osób różnych wyznań? - Fajne pytanie, bo faktycznie trochę świata już z tym moim ciężkim plecakiem ze sprzętem zwiedziłem (śmiech). Była już Aruba, St. Lucia, kilkakrotnie Dominikana, Meksyk. Miałem też możliwość poznania innych kultur, religii, w tym Hindu, Jewish, Lebanese, Chinese...Przyznam, że niektóre z obrzędów ślubnych bardzo zaskakują, niektóre też uczą pokory. Myślę, że teraz jest okazja, bym powiadomił moich potencjalnych klientów, że marzy mi się fotografowanie ślubu i wesela w Polsce. Jeszcze tego nie próbowałem (śmiech).
- Tym samym ujawniłeś jedno ze swoich branżowych marzeń. Czy są też inne? Masz jakieś szalone plany na najbliższą przyszłość? - Długo by mówić, bo lubię marzyć... Planuję na przykład, o ile czas i okoliczności pozwolą, zorganizować warsztaty w Szkole Języka Polskiego. Bo od lat, o czym już wcześniej wspominałem, staram się budować lepszy wizerunek medialny tej jedynej w swoim rodzaju placówki. Inny projekt to akcja "Pan kilogram". Nic więcej nie powiem. Nie naciskaj. A jeśli chodzi o rynek branży fotografii ślubnej, to marzy mi się także zaskoczyć moich przyszłych klientów kilkoma nowymi tzw. "ulepszczami". Już nad tym pracuję.
- To jeszcze na koniec pytanie z innej puli: Najśmieszniejsza rzecz, jaka ci się przytrafiła podczas pracy jako fotograf?
- Można inne pytanie? (śmiech)
- Oczywiście. Jak sobie życzysz. Ale będzie trudniejsze: Jakim fotografem jest Marcin Rafałowicz? A może powinnam raczej zapytać: jakimi fotografami są Państwo Rafałowiczowie?
- Rozumiem, prosisz o autoreklamę i podsumowanie...Nie jest to faktycznie łatwe, ale spróbuję się zmierzyć z tym pytaniem, by znów nie prosić o inny zestaw... (chwila milczenia). Nie wiem, czy w tym, co robimy - jesteśmy przeciętnie dobrzy, czy bardzo dobrzy... Ale wiem, że jesteśmy świadomymi użytkownikami aparatów fotograficznych. Wiem, co możemy, kiedy możemy i jeśli nie możemy, to też wiem dlaczego tak się dzieje. Szukamy wciąż nowych rozwiązań, by jak najpiękniej uchwycić miłość w kadrze. Nie na siłę, na spokojnie. Konkludując: Pracując, zarabiając pieniądze - wciaż się tym bawimy i odkrywamy. A jeśli ktoś chciałby zobaczyć efekty tej "zabawy" i nasze dotychczasowe odkrycia, zapraszam na stronę http://www.fstophunters.com/ lub do odwiedzenia profilu na Facebooku pod tą samą nazwą. Co jeszcze powiedzieć? Może to, że uwielbiamy nasze zdjęcia. Brzmi nieskromnie, prawda? Ale, ale... jak inaczej? To one opowiadają historie o ludziach, których spotkaliśmy na naszej drodze. O ludziach, którzy nam zaufali, z którymi spędziliśmy jeden z najważniejszych dni ich życia. Wszystkie te piękne momenty, których naoglądaliśmy się w ciągu lat naszej pracy, dają nam taką siłę, energię i optymizm, że prawdopodobnie z jej zasobów będą czerpały jeszcze nasze praprawnuki (śmiech).
- Brawo. Musisz chyba rozszerzyć wachlarz usług o przygotowywanie przemówień. To było na piątkę z plusem! Dziękuję Ci bardzo za rozmowę.
- To ja dziękuję, że poświęciłaś mi czas. A co do propozycji, to jednak skupię się tylko na tym, co lubię. Natomiast w zamian za komplement - obiecuję fajną fotkę (śmiech).
- Będę czekała na okazję (śmiech).
Publikowane zdjęcia zostały udostępnione redakcji przez Marcina Rafałowicza, za zgodą jego klientów