"Kolejna perełka" - tak można by napisać o nowym spektaklu Teatru Wyobraźni Novum pt.:"Bajki Ignacego Krasickiego", gdyby recenzje ograniczyć do nośnego hasła. Ale można też na rzecz spojrzeć szerzej...
W niedzielę, 20 października br., aktorzy NASZEJ lokalnej trupy teatralnej, odrywając nas od telefonów komórkowych, komputerów, od powszedniego zabiegania, od powyborczych "starć" politycznych w Polsce - po raz pierwszy sięgnęli po klasykę i przenieśli nas w czasie do epoki Oświecenia.
W gościnnych murach Domu Narodowego w Hartford, które pamiętają znacznie więcej niż my (trudno więc o lepszy obiekt rezonujący), wystawili najpierw wykwintny obiad w królewskim stylu, podczas którego co rusz wybrzmiewały charakterystyczne dla tego okresu czasu - toasty, a następnie, z rozmachem i po mistrzowsku, zaprezentowali wyjątkowy spektakl, który wkomponowując się w hasła epoki - bawił i uczył.
Jak na konwencję teatru dworskiego przystało, nie było sztywnego podziału na scenę i widownię. Publiczność wraz z aktorami współtworzyła to wysublimowane artystycznie wydarzenie, a dopracowana scenografia (obu miejsc) mediowała między teraźniejszością a przeszłością.
Doskonale dobrane ze sobą oświeceniowe bajki, autorstwa niegdysiejszego biskupa gnieźnieńskiego, poety i prekursora polskiej powieści, które już same w sobie są arcydziełem polskiej literatury, stanowiły na tej scenie panoramę ludzkiego świata, nierzadko ukrytego pod maską zwierząt.
Nasi aktorzy, za sprawą krótkich historyjek, z lekkością "obnażali" zbiór wad, rozmaitych słabostek, mód, niekonsekwencji, także praw, których sobie nie uświadamiamy. Jak się okazało, przywary bohaterów sprzed 200. lat zmieniały się na scenie w katalog grzechów TAKŻE współczesnego człowieka. Rzec można: była to wciąż aktualna, oprawiona śmiechem (tym przez łzy - także), poetycka rozprawa o ludzkości. Cieszył przy tym fakt, że aktorzy - w swoje solidności - zachowali powagę w traktowaniu widza jako istoty inteligentnej, której nie trzeba mówić wszystkiego wprost...
Przyodziani w wytworne, bogato zdobione stroje, emanując elegancją i roztaczając wokół siebie czar, zdawali się być ludźmi tamtej epoki, którzy mają nam coś ważnego do powiedzenia. I mówili, imponując kulturą słowa, sposobem obchodzenia się z tekstem, aż w końcu grą ciałem. I to nie tylko w tracie spektaklu. Komizm, dramatyzm, a także...zasady dobrego wychowania wymieszali w znakomitych proporcjach.
Kiedy pracowali na scenie, niełatwo było oderwać od nich wzrok, a jeszcze trudniej było się nie zachwycić ich interpretacjami. Były pełne energii, emocji, wdzięku i swobody. I tu wielki ukłon w stronę dyrektora teatru, reżysera, autora scenariusza i odtwórczyni baronowej w tym spektaklu - Doroty Kościuk - Borkowskiej, która do słów Krasickiego wprowadził szczegółowe wytyczne dla aktorów. Jak sami mówią, niemal każda linijka tekstu przekładała się na kształt, charakter sekwencji i scen, na ogrywanie rekwizytu i kostiumów, na drobne gesty, wśród których wybrzmiewało słowo: prześmiewcze, ironiczne, innym razem bardzo poważne.
Sceny zbiorowe, z których niejedna to majstersztyk dramaturgii i humoru, miały dobrze ustawionych liderów. Role zdawały się być dopasowane do indywidualnych możliwości naszych artystów.
I aż się prosi, abym w tym miejscu wyraziła swój zachwyt ogromną metamorfozą sceniczną dwóch postaci naszej teatralnej sceny.
Śmiem twierdzić, że nieśmiały Zbyszek Bogacki i zalękniona Beata Krajewska poczynili w tym spektaklu kroki milowe na swoich artystycznych drogach.
Wiem też, że nie byłoby to możliwe, gdyby nie przysłowiowa "chemia" w naszym tandemie aktorskim, który tego dnia tworzyli: baron - Andrzej Borkowski, baronowa - Dorota Kościuk-Borkowski, hrabina - Barbara Gołaszewska, córka hrabiny - hrabianka Danuta Botticello, córka hrabiny - hrabianka Katarzyna Mońko, syn hrabiny - hrabia Zbigniew Bogacki, żona hrabiego - hrabina Joanna Bogacki, bliższa kuzynka - szlachcianka Beata Krajewska, dalsza kuzynka - szlachcianka Ewa Badowski, baron - Andrzej Rogalski, ochmistrzyni - Urszula Kalinowska, służebna - Beata Toporski.
Zatem, BRAWO, panie i panowie. To ogromna radość patrzeć jak pozytywnie oddziałujecie na siebie wzajemnie i na publiczność. Jak ze spektaklu na spektakl - coraz bardziej czujemy i słyszymy RAZEM. Jak zachęcani przez was do szukania więzi z polską kulturą wyższych lotów - coraz liczniej uczestniczymy w teatralnych wydarzeniach.
Ponieważ to, co chciałabym na koniec napisać zamyka się w prostych słowach innego twórcy bajek - ks. Jana Twardowskiego, toteż posłużę się cytatem: "Wiersze ocalają to, co podeptane. W dobie komputerów i techniki objawiają się jako coś ludzkiego, serdecznego, co nie jest zatrute nienawiścią, złością, sporami. Wnoszą mądrość, refleksję, ład i harmonię. Odkażają rzeczywistość."
Drodzy Artyści, dziękuję Wam za to wyjątkowe popołudnie w staropolskim stylu, za wyborny ożenek liryki z mądrością, aż w końcu - ujmując wszystko, co robicie w spójną całość - dziekuję za tę "imponującą niezgodę" na płytki świat polonijnej kultury...
NIE TYLKO z dziennikarskiego obowiązku informuję, że spektakl ten zostanie powtórzony w niedzielę, 17 listopada w restauracji Bałtyk (Berlin), której siedziba do złudzenia przypomina XVIII - wieczny dworek szlachecki. Początek wydarzenia - godzina 2.00 po południu.
PS.
Dokonując korekty tego tekstu, doszłam do wniosku, że nie mogę nie podziękować jeszcze trzem innym osobom: Jadwidze Borkowskiej, która z wyjątkową troską otacza teatr swoimi "opiekuńczymi skrzydłami", Ryszardowi Kuzio - fachowcowi od "kronikarskich działań', który na cyfrowych nośnikach utrwala życie tej artystycznej formacji, a także Victorii Borkowskiej - niezwykłej kobiecie do zadań specjanych, związanych z wrażliwością sceniczną, teatralną estetyką, a także z tematami technicznymi, jak choćby obsługą światła i dźwięku podczas spektakli. Ponieważ na ową niezwykłość składa się cała masa imponujących faktów, toteż w skrócie przytoczę najważniejsze.
Po pierwsze, choć Victoria jest dorosłą córką Doroty i Andrzeja, a więc ludzi, którzy trwają w teatrze od początku jego istnienia, udział w procesie artystycznego tworzenia kolejnych inscenizacji był i jest jej własnym wyborem.
Po drugie - mieszka na co dzień w Nowym Jorku. Jeszcze jako studentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Fordham pracowała w kilku działach telewizji NBC, a obecnie jest menedżerem w MediaPlanet, gdzie realizuje się w wydawaniu gazet dotyczących aktualnych tematów społecznych, od zdrowia po edukację.
Aż dziw więc bierze, że jako osoba niezależna, "walczącą" o własną karierę w wielkim świecie, znajduje czas i siły, by być częścią amatorskiego teatru polonijnego w odległym....Connecticut. Ponoć wszystkiemu "winne" są WIĘZI. Te z bliskimi. I te z językiem polskim... Co ważne: Victoria urodziła się w USA.
DZIĘKUJĘ.