Spełnione marzenie. Nie tylko Doroty...
Jest sobota, 20 dzień marca. Kalendarz informuje, że właśnie zawitała wiosna i wraz z nią - Światowy Dzień Poezji. Dochodzi północ, a ja piszę... Nie, nie wiersz. Rzucona w nurt pozytywnych wrażeń i delikatnie już opadających emocji, chcę na gorąco zrelacjonować to, co wydarzyło się dziś w
Moonlihgt Bistro (123 Broad Street, New Britain), " w Piwnicy u Mazurów, na drugim piętrze", jak dowcipnie ujął to, wprowadzający nas w klimat wieczoru,
Andrzej Borkowski. A klimat był, i owszem, iście poetycki. Spektakl słowno - muzyczny pt.: "Duszy pejzaż. Epitafium dla Ewy Demarczyk" był hołdem oddanym tej fenomenalnej, perfekcyjnej w każdym calu, nieprzewidywalnej artystce, która zmarła 14 sierpnia 2020 roku, w wieku 79 lat.
Ona odeszła, ale - jak mogliśmy się właśnie przekonać - jej dramatyczne, melancholijne i pełne wewnętrznego żaru piosenki są nieśmiertelne.
W tym sobotnim, porażającym ładunkiem emocji widowisku usłyszeliśmy dziesięć największych przebojów, które zawierają w sobie jakiś cudowny eliksir, pozwalający im skutecznie opierać się działaniu czasu: "Na moście w Avignon", "Skrzypek Hercowicz", "Rebeka", "Groszki i róże", "Tomaszów", "Grande Valse Brillante", "Pocałunki", "Jaki śmieszny jesteś pod oknem", "Taki pejzaż", "Karuzela z madonnami".
Wszystkie, fenomenalnie i kongenialnie (dorównując oryginałowi), z lekka adoptując je do własnej stylistki, wyśpiewała Dorota Kościuk - Borkowski, dyrektor artystyczny naszego Teatru Wyobraźni Novum. Zatem, jeden i ten sam głos, a tyle odcieni! Śpiewała o śmierci, przemijaniu, wojnie, zdradzie i miłości. Za każdym razem emocje wręcz w niej kipiały, jakby to właśnie ona w danym momencie przeżywała śpiewaną historię. Rzeźbiła słowem, osiągając tym samym najtrudniejszy i najważniejszy cel - uosobienie własnej wyobraźni przed widzem. Nienaganna dykcja, rodzajowe aktorstwo, elegancja, wyrazistość i subtelność. Czarna sukienka, oszczędność i minimalizm w ruchach. Nowy wymiar. INNA rzeczywistość, choć znana...
Po tym koncercie nikt już nie może kwestionować faktu, że Dorota jest wysokiej klasy artystką i tytanem pracy. Bo opanować do perfekcji utwory Ewy, które od lat wiodą prym w temacie "najtrudniejsze polskie piosenki poetyckie" - to nie lada wyczyn!
Przed każdą kolejną piosenką, z mroku, idąc ku światłu, wyłaniała się muza, Kinga Jastrzębska - Krzemień, której wyszukane, refleksyjne słowa były swego rodzaju wprowadzeniem do tego, co za moment miało wybrzmieć. Czyniła to z namysłem, zadumą i czułością. Bez maniery. Szczerze. Nie sposób było jej nie wierzyć.
To wszystko wpływało na odbiór utworów, na ich interpretację, a także na jakość i ilość przeżywanych przez nas wzruszeń.
Nie raz i nie dwa pisałam już o tym, że Kinga, jako aktorka Teatru Wyobraźni Novum, mówi ze sceny z głębi siebie i całą sobą. Co ważne, czyni to z wyjątkową subtelnością i ponadprzeciętną wrażliwością. W swej sztuce jest więc wyjątkowo autentyczna.
Ten sobotni wieczór to także brzmienie fortepianu, za którym zasiadła Renata Krzyszczyk - Kwaśnik, i skrzypiec Andrzeja Mazura, czyli muzyka wibrująca, ekspresyjna, przejmująca czystością i wzruszająca pięknem. Stworzona przez nich aranżacja piosenek Ewy Demarczyk nadawała poezji właściwy ciężar. Bez wygładzania rzeczywistości, bez znieczuleń, bez tak zwanego smęcenia. Delikatność liryki, poetycki szept - zostały przy tym ocalone. Nic ich nie zagłuszało. Zatem, maestria.
Pozostając niejako w temacie innowacji, warto wspomnieć, że organizatorzy tego wydarzenia, za sprawą ruchomych, kolorowych obrazów, będących tłem do kolejnych utworów, wyszli świadomie poza ramy schematu koncertów Czarnego Anioła (światło punktowe, czerń). I dobrze się stało, bo wrażliwość i wyczucie Victorii Borkowskiej (córki Doroty i Andrzeja), która wzięła na siebie odpowiedzialność za ten projekt, sprawiły, że obrazy pojawiające się na dużym ekranie dodawały śpiewanej poezji - ekspresji i emocjonalności.
Jakież było moje zaskoczenie, kiedy podczas utworu "Karuzela z madonnami" (na prośbę widzów wybrzmiał on dwukrotnie) w tle pojawiły się znane mi ikony Madonny. Ponieważ przed laty, a dokładnie w grudniu 2013 roku, zachwyciłam się nimi bez reszty, nie mogłam się mylić. To były ikony z kolekcji, której autorem był nie kto inny, a właśnie Dorota Kościuk - Borkowski. Dziś więc odnalazłam w moim archiwum wywiad z jej autorką i pozwalam sobie na cytat, który wiele wyjaśnia:
"Moje ikony Madonny z Dzieciątkiem zaczęłam tworzyć gdy moja córka Victoria rozpoczęła studia daleko od domu. Pasja ta zrodziła się pod wpływem codziennej modlitwy (przed ikoną przywiezioną Polski) o jej powodzenie i zdrowie. Mam naturę twórczą i ciągle mnie coś popycha do odnajdywania pretekstu i okazji do zmian. Postanowiłam więc przebrać moją Madonnę, stwarzając nowy image, dając odbiorcy szansę utożsamienia się z nią estetycznie. I tak powstała kolekcja: Madonna a la Mode.
Przybliżam Matkę Boską, by patrzyła na nas ze ściany w ulubionej przez nas szacie. Zawsze z miłością i nadzieją ...
(aby zobaczyć fragment tego utworu - kliknij na link powyżej)
Cóż napisać na podsumowanie?
Może to, że spotkało mnie wiele dobra. Spektakl słowno - muzyczny "Duszy pejzaż. Epitafium dla Ewy Demarczyk" okazał się refleksyjną i spójną opowieścią o życiu poetów (autorów tekstów) i podmiotów lirycznych ich wierszy, kompozytorów muzyki, samej Ewy, twórców tego spektaklu, i nas - publiczności. Bo każdy ma przecież swój własny Tomaszów...
Odpowiadała mi bardzo kameralność tego wieczoru, wynikającą nie tylko z obostrzeń pandemicznych, ale przede wszystkim z faktu, że Ewa Demarczyk nigdy nie była artystką dla tłumów. Spotkania z "jej twórczością" wymagają bowiem intymności, zrozumienia i skupienia.
Dzieliłam radość i wzruszenie z Dorotą, która wyznała na zakończenie, że oto spełniło się jej marzenie. To niesamowite, jak coś, co pozostawało przez długie lata w sferze nieosiągalności, w sferze nierealnych rojeń - urzeczywistnia się, staje się, istnieje. W dodatku w tak dziwnych, trudnych czasach.
Dzięki temu spektaklowi utwierdziłam się też w przekonaniu, że Ewa Demarczyk zawsze już będzie mieszkanką mojej pamięci, bo kocham 'jej twórczość" miłością jeszcze licealną, która, ku mojej wielkiej radości, nie minęła, jak wiele młodzieńczych fascynacji.
Wieczór ten był więc najpiękniejszym prezentem jakim mogłam zostać obdarowana na okoliczność Światowego Dnia Poezji. Bo wyznam szczerze, że ja też, choć z innej perspektywy, marzyłam o takim koncercie w New Britain. W tej pandemicznej rzeczywistości był on dla mnie - wbrew pozorom - światłem i ratunkiem...
Zatem, chapeau bas. Dziękuję.
(kliknij na zdjęcie, aby powiększyć)
zdjęcia: Kinga Kościuk - Sejdor, Beata Kaczmarczyk